Kraków jest niewątpliwie pięknym miejscem, urzeka o każdej porze roku, a mnogość języków jakie można usłyszeć, przechadzając się po uliczkach, sprawia wrażenie, że miasto jest niezwykle popularną destynacją dla turystów.
Oczywiście Kraków jako miasto turystyczne oferuje niezliczoną ilość miejsc, w których możemy smacznie zjeść. Co prawda uważam (jako mieszkaniec Warszawy), że na starym mieście się nie jada, bo to miejsca dla turystów i knajpy nie muszą się bardzo starać, aby przyciągnąć klienta, bo klientów nigdy nie zabraknie.
Niestety tym razem nie posłuchałem mojego wewnętrznego głosu rozsądku i popełniłem ogromny błąd, wybierając restaurację Szara na krakowskim rynku.
Niezwykle zachęcająco przed restauracją wyglądał ogródek skryty pod parasolami, chroniący przed słońcem i gołębiami, a także czerwona tabliczka z napisem Michelin, która generalnie nie oznacza nic więcej jak fakt pojawienia się w przewodniku.
Po zajęciu miejsca od razu pojawiła się miła, ale pozbawiona animuszu pani kelnerka. Po złożeniu zamówienia otrzymaliśmy mocno kruszący się ciemny chleb oraz jasną przemysłową bagietkę. Ponadto masło, ocet balsamiczny oraz bliżej nieokreśloną butelkę oliwy pozbawioną etykiety. Co ciekawe w ramach „czekadełka” otrzymaliśmy również słoiczek pociętych warzyw. Może w Krakowie jada się kanapki z surowymi warzywami…
Wybór był szybki, ponieważ byliśmy świeżo po obfitym śniadaniu w hotelu, ale trzeba było posilić się na kolejną część podróży.
Jedzenie
Z zasady w każdym miejscu, w którym bywam staram się szukać najmniejszych plusów. W przypadku Szarej i zamówionego tatara próżno szukać plusów. Tatar (44 zł) w tym miejscu jest dramatycznie słaby (sic!), a zjadam ich średnio pięć w miesiącu, w różnych miejscach, miastach i w różnych odsłonach, więc mogę mieć porównanie. Mięso było bardzo słabej jakości, niewyrobione, nieprzesiekane, niedoprawione, nadto zimne jak serce mojej byłej.
Dodatki nudne jak flaki z olejem, a forma ich podania powodowała bezradne rozłożenie rąk i uśmiech politowania. Pierwszy raz spotkałem się ze zmiksowanymi ogórkami i pieczarkami. Pół słoika musztardy i trójkąt z masła, do którego nie podano pieczywa, no chyba, że podane pieczywo w ramach amuse-bouche było dedykowane do tatara.
Drogi kucharzu Szarej, jeśli do Gesslera masz zbyt daleko, to po sąsiedzku jest Folga na Kazimierzu, zobacz, jak powinien wyglądać, a przede wszystkim smakować tatar wołowy.
Drugim aktem dramatu była sałatka cezar (42 zł). Tak jak w przypadku tatara, wiedza kucharza jest na poziomie pierwszej klasy zawodówki gastronomicznej. Mowa tu o absolutnych podstawach – tak jak czysty grill do mięsa. Bo co to za przyjemność jeść sałatkę z gorzkim kurczakiem, bo kucharzowi nie chciało się wyczyścić grilla? Na całą resztą sałatki także należy spuścić zasłonę milczenia.
Sos nie smakował czosnkiem, worcestershire’m czy anchois. Był równie jałowy jak mięso w tatarze, a gotowe grzanki ze sklepu utwierdzały mnie w przekonaniu, że nic gorszego się dzisiaj nie wydarzy. Ok, te dwa plastry smażonego boczku w sałatce były dobre.
Podsumowanie
Ostatnim trzecim aktem krakowskiego dramatu był czas płacenia. I nie ze względu na to, że żałuję pieniędzy na jedzenie, ponieważ jedzenie to sztuka, a sztuka kosztuje. W tym przypadku czułem się jak postać w dziele Difilosa z Synopy, ponieważ, gdy poprosiłem o rachunek otrzymałem coś na wzór zaproszenia na wesele.
W ulotce była jakaś dziwna kartka z wykazem zamówionych pozycji i z adnotacją na dole „Sugerowana kwota do zapłaty zawierająca 10% serwis”. Od kiedy podstawą płacenia jest wydrukowana kartka z wykazem pozycji bez numeru NIP? Abstrakcyjny jest również fakt doliczania 10% serwisu do obsługi dwóch osób, bo nigdzie nie było widocznej informacji o tym fakcie. Co innego buteleczka wody 0.3L za 14 zł, ponieważ widziałem przed wejściem menu.
Jako że przyzwyczajony jestem do płacenia na podstawie faktur lub paragonów to poprosiłem o paragon. Co ciekawe paragon został wydrukowany minutę po tym jak o niego poprosiłem…
Ale na tym nie koniec niespodzianek.
Na paragonie już była inna kwota i bez adnotacji o sugerowanej kwocie do zapłaty i bez doliczonego serwisu (!!!), a zgodnie z prawem napiwek jest dobrowolny, chyba, że widnieje na paragonie jako pozycja 10% serwisu, w tym przypadku takiej pozycji nie było.
Coś jeszcze dodać? Wnioski możecie wyciągnąć sami. Cwaniactwo (choć w tym przypadku bardziej adekwatne jest inne określenie) ma krótkie nogi, zagraniczny turysta na 99,9% nie zorientuje się, że coś jest nie tak.
Jedzenie? Absolutnie niewarte zachodu. Kwestia rozliczenia? Poniżej krytyki.
Nie polecam tego miejsca.
Oficjalna strona WWW restauracji.
OCENA RESTAURACJI SZARA
Plusy
- Ładny widok z ogródka na rynek i Sukiennice
Minusy
- Jedzenie
- "Nowy system" wystawiania paragonów
-
Jedzenie1
-
Lokal3
-
Obsługa2
-
Cena / Jakość1
7 komentarzy
W Krakowie nie ma starego miasta
Strasznie zenujce miejsce ta restauracja. napewno jak bede w krakowie to do nich nie pojde…
masakra ta restauracja, jedzenie porazka a zachowanie w stylu wydawania jakis kartek to skandal!!
Brawo!!! Trzeba walczyć z cwaniakami!
Szkoda, że wcześniej nie czytałem waszego opisu bo bym tam nie poszedł, a myślałem że spadnę z krzesła jak zobaczyłem blady tatar i zmiksowane pieczarki… wszystko w jakiejś chorej cenie!!!!
Ja również nie polecam. Chcesz się napić piwa to nie możesz w ogródku… chyba zart!!!
Mi smakowal tylko sledz