Muszę przyznać iż wizyta w Foldze była zupełnie przypadkowa, ponieważ docelowe miejsce do któego się wybieraliśmy przywitało nas kolejką do wejścia, a niestety gdy kobieta jest głodna to lepiej nie ryzykować i szybko zapewnić jej jedzenie. Do Folgi na szczęście nie było problemu z wejściem, a cała procedura przebiegła bardzo podobnie jak w ostatnio odwiedzonym i zrecenzowanym Dock19 by Mateusz Gessler w Warszawie.
[Recenzja pisana na dwie głowy]
Na wejściu wita nas miła pani, która przechwytuje nasze płaszcze oraz sprawdza wolne stoliki, których akurat (na szczęście) kilka było i bezszelestnie pojawia się kelner, który prowadzi nas w wyznaczone miejsce.
Wystrój oceniam jako przyjemny oraz nieprzytłaczający. Duża ilość zielonych roślin nadaje lokalowi lekkości, a złote akcenty elegancji. Wnętrzu nie można nic zarzucić.
Jedzenie. Folga przedstawia się jako restauracja foodsharingowa, jak mam to rozumieć nie wiem. Najbliższe skojarzenie to hiszpańskie tapasy, otóż tych w Foldze nie uświadczymy. Jeśli chodzi o wymianę talerzami to już całość nabiera większego sensu.
Pomimo tej lekkiej niekonsekwencji w koncepcji, trzeba stwierdzić, że jedzenie to solidna kuchnia oparta na polskich składnikach wysokiej jakości i według sezonowej dostępności.
Ja na start zaordynowałem tatara, którego oceniam wysoko, ale to nie był najlepszy tatar w moim życiu. Tatar w stylu Gesslerowskim, czyli 3 „kupki” już skomponowanej przystawki, co osobiście średnio mi pasuje, jeśli zważyć, że jak kucharz może mieć gorszy dzień i doda za dużo octowych ogórków lub zbyt wyrazistej musztardy. W przypadku Folgowego tatara te błędy nie wystąpiły, ale mięso miało zbyt duży kaliber – zdecydowanie wolę mocniej przesiekanego tatara.
Dodatki wyważone, trochę za mało konfitowanego żółtka oraz grzanki, a w zasadzie bardziej suchary przypominające dachówkę z Krakowskiej kamienicy. Zabrakło także masła, dla mnie nieodłącznego dodatku do pieczywa i tatara.
Przechodząc do dania głównego wybór padł na polską polędwicę wołową (590 zł/kg – finalna cena zależy od ilości o jaką poprosimy), sezonowe warzywa oraz ziemniaczane gratin (27 zł). Polędwica była przyrządzona perfekcyjnie, miękkie i jednocześnie kruche mięso rozpływało się w ustach, a subtelny smak mięsa podkreślał esencjonalny sos z czerwonego wina.
Nad warzywami nie ma co się rozwodzić bo były mocno al dente a od góry potraktowane palnikiem gazowym, natomiast gratin to nie była historia, która mnie urzekła. Plastry ziemniaków były zbyt grube jak na czas obróbki termicznej i w związku z tym kilka minut dłużej w piekarniku zrobiłoby im dobrze. Na minus zaliczyłbym także cenę – na Boga 200 gramów ziemniaków ze śmietaną, jako dodatek do drogiej polędwicy nie może kosztować 27 złotych.
I rozumiem, że jest to Kraków, że zagraniczni turyści itp. itd. ale zadowolenie gościa to nie tylko smak dań, ale pewne ich kosztowe wyważenie, zwłaszcza że Polska ziemniakiem stoi.
Moja współtowarzyszka na danie główne zamówiła ośmiornicę z grilla (99 zł), która podobnie jak polędwica była przyrządzona wyśmienicie. No i jak w przypadku mojego dania, znowu w przypadku ośmiornicy coś nie pykło z dodatkami i pominę mocno wyrazisty paprykowy relish (jego znaczenie było marginalne z uwagi na ilość) ale nie wybaczę kucharzowi instalacji przepysznej i pełnej smaku ośmiornicy na zimnym hummusie…
Wystarczyło na ciepły talerz strzelić kleks hummusu odpowiednio wcześniej wyjętego z lodówki, aby nie zamroził swoim chłodem ośmiornicy. Ten mały błąd nie ujmuje jednak faktu, że dawno nie jadłem tak dobrej i pełnej smaku ośmiornicy.
Folga to bez wątpienia bardzo ciekawe miejsce z jakościowym jedzeniem, które mimo drobnych niedociągnięć na pewno zostanie przeze mnie odwiedzone przy kolejnej wizycie w Krakowie.
By: M
Kazimierzowskie wytchnienie, czyli kilka słów o krakowskiej Foldze (oczami kobiety).
Mówi się, że Krakowski Kazimierz jest miejscem szczególnym, gdzie historia przeplata się z życiem współczesnym. Dzisiejszy Kazimierz to nie tylko enklawa artystów i miejsce tętniące życiem, ale też dzielnica pełna oryginalnych i znakomitych restauracji.
Szukając miejsca idealnego na „przywitanie” się z Krakowem, trafiliśmy do FOLGI – eleganckiej restauracji w samym sercu Kazimierza. Krótka karta menu, znakomite opinie i doskonałe zdjęcia dań (w końcu „jemy oczami”), sprawiły, że stwierdziliśmy, że to będzie prawdziwa uczta dla naszych zmysłów.
Po wejściu do lokalu – mimo kilku niedociągnień (próbowano ulokować nas przy stoliku barowym, czego okrutnie nie znoszę, jeśli wybieram się na kolację, a nie na drinka) – okazało się, że nasz wybór był strzałem w 10. Dlaczego?
Przy samym wejściu czekała znakomita obsługa, która sprawnie zajęła się naszymi płaszczami, a następnie znalazła miejsce idealne – stolik dla dwóch osób ze standardowym krzesłem i długą sofą przy ścianie (sofa oczywiście dla mnie, każda kobieta docenia dodatkowe miejsce na torebkę).
Kelner stosunkowo szybko podał nam karty i zaproponował aperitif. Jako, że nasza wizyta odbyła się 30 grudnia, nie zastanawiając się długo, skusiliśmy się (z małym wyprzedzeniem pod ten nowy, 2022 rok) na lampkę Verdejo (ja) i kieliszek Belugi (mocniejszy trunek dla mojego współtowarzysza). Można było wyczuć, że kelner doskonale zna kartę i całkiem nieźle zna się na winach dostępnych w lokalu.
Przechodząc już do konkretów…. względnie mały wybór przystawek sprawił, że oboje wybraliśmy to samo – naszego faworyta – tatara wołowego (44 zł), co jak się pózniej okazało, było znakomitym wyborem. Głęboki, krwistoczerwony kolor mięsa i idealna struktura (tatar był dość grubo siekany – dla mnie idealnie), i perfekcyjnie dobrane dodatki – pikle, żółtko, cebula, marynowane grzybki i o dziwo drobno skrojone grzanki!
W pierwszej chwili brakowało mi trochę pieczywa z masłem (które zostało podane jedynie na początek przed przystawkami jako poczęstunek), ale wyczuwalny smak i chrupkość grzanek w całości to zrekompensował. Od tamtej pory, jestem fanką tatara z grzankami!
Na danie główne wybrałam dość nieoczywistą pozycję – grillowaną ośmiornicę z hummusem, cieciorką i falafelem (99 zł). Ośmiornica była doskonała i rozpływała się ustach. Nie do końca przekonały mnie dodatki, w szczególności falafel był zbędny i w tym przypadku sprawdza się zasada – mniej znaczy więcej.
Sama ośmiornica była tak wyrazista w smaku, że wystarczyłoby towarzystwo lekkiej sałatki w delikatnym vinegret, a finalnie, na talerzu wyszło lekkie zamieszanie. To tylko moje odczucie i ocena moich kubków smakowych, a jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje…
Mój współtowarzysz natomiast, jako bezkompromisowy miłośnik czerwonego mięsa, wybrał polędwicę wołową z gratin ziemniaczanym i sezonowanymi warzywami.
W moim odczuciu polędwica była smaczna, ale delikatnie gumowata. Może kucharz miał słabszy dzień, może to wina mięsa, niemniej w przypadku polędwicy wołowej, bardzo zwracam uwagę, czy po zakończonym posiłku nie zostaje z bólem żuchwy… Dodatki były przyzwoite, choć warzywa również były zbyt twarde. Lucky me, że tego dania tylko odrobinę skosztowałam – żuchwa ocalona.
Właściciel lokalu twierdzi, że w Foldze chodzi o to, żeby się dzielić. W naszym wypadku ta idea sprawdza się idealnie, w końcu zawsze musimy wymienić się wybranymi przez nas daniami i doświadczeniami. Jeśli zatem szukasz miejsca, gdzie Twoje kubki smakowe zostaną zadowolone, obsługa nie sprawi, że poczujesz się skrępowany, a przy tym możesz zamówić kilka talerzy na stół (niestety trochę mały) i po prostu próbować i mieszać smaki, to niewątpliwie jest to miejsce warte Twojej uwagi!
By: A
OCENA RESTAURACJI FOLGA
Plusy
- Jedzenie
- Wystrój wnętrza
Minusy
- Niezrozumiała idea foodsharing'u
-
Jedzenie8
-
Lokal8
-
Obsługa7
-
Cena / Jakość8
2 komentarze
Foodsharing jak sama nazwa wskazuje polega na dzieleniu się. Dzielenie się to nie tylko tapasy… Chodzi o wybranie kilku potraw,które trafiają na środek stołu i każdy może spróbować różnych dań i różnych smaków. Nie jest to żadna nowość,podobne podejście ma Molam czy Wschód. Czasem wystarczy dowiedzieć się więcej,a nie oceniać na minus cos,czego się nie zna…
Kelnerka informuje o tym,czym jest foodsharing tuż po usadzeniu przy stoliku. Informacje na ten temat są również na stronie restauracji.
Pani Kamilo,
proszę wierzyć, doskonale wiemy czym jest foodsharing. Ubolewamy jednak, że w natłoku emocji związanych z lekturą posta, umknęło Pani, czym jest recenzja. Recenzja, to subiektywny tekst, w którym wyrażamy swoją osobistą opinię na dany temat. Bezkrytyczne podejście do wszystkiego co oferuje restauracja wydaje nam się kompletnym wyjałowieniem, zaprzeczeniem naszej idei i wartości pożądanej, jaką jest autentyczność. Platforma luxatic.pl jest dla Was, ma stanowić swego rodzaju pomoc dla konsumentów w wyborze danego lokalu, a dla restauratorów stanowić podwaliny do udoskonalania swoich ofert (w końcu czym byłby świat bez rozwoju…?)
Ale my nie o tym… Ustosunkowując się do zarzutów w zakresie naszej znajomości trendu foodsharingowego, sama idea foodsharingu w restauracji jest jak najbardziej na plus i niesie za sobą sporo korzyści (chociażby celebrowanie posiłku z innymi). Niemniej jednak, jak słusznie Pani wskazała – „chodzi o wybranie kilku potraw, które trafiają na środek stołu i każdy może spróbować różnych dań i różnych smaków”. W naszej ocenie, by rzeczywiście foodsharing nosił znamiona celebrowania, restauracja powinna zapewnić ku temu stosowne warunki – przede wszystkim stoły w odpowiednich do tej idei rozmiarów, stosowną ilość sztućców, zaś dania bez wątpienia powinny być perfekcyjnie przemyślane (delektowanie się zupą z jednego talerza w przypadku pary zakochanych nie stanowi problemu, ale może takowy stanowić w przypadku spotkania o charakterze mniej intymnym).
Podsumowując, wydaje nam się, że nie chodzi o to by ślepo podążać za każdym trendem, zaś w przypadku samego foodsharingu stworzyć takie miejsce i menu, aby każde danie można było swobodnie dzielić z innymi.
Z ciepłymi pozdrowieniami
A & M